Scarlet. Narzeczona mafiosa#2- Klara Leończuk Zapowiedź patronacka





                              Opis:



Carter i Scarlet – po najwyraźniej nieprzypadkowej śmierci Christophera Beckera – zdają sobie sprawę, że ich sytuacja jest jeszcze bardziej skomplikowana niż wcześniej. Tajemniczy zabójca wciąż jest na wolności i nie wiadomo, do czego jeszcze może się posunąć. 

Jednak to, co wkrótce się wydarzy, kompletnie załamie kobietę. Carter zniknie z jej życia, pozostawiając obowiązki do spełnienia; w tym konieczność zajmowania się jego interesami związanymi z mafią. 

Teraz Scarlet nie jest już tylko przypadkową dziewczyną, która kiedyś znalazła się w niewłaściwym miejscu, wkraczając do zupełnie obcego świata. Stała się donną i zamierzała wiele poświęcić, by dowiedzieć się, kto odebrał jej wszystko, co było jej drogie.






Prolog

Scarlet


Powrót do normalności i ślub za niecały miesiąc? Taaaa, chyba nie w tym życiu. Przecież nie może być zbyt łatwo.

– Scarlet? – usłyszałam nawołujący mnie męski głos, dochodzący do mnie jakby z oddali. Miałam wrażenie, jakbym na chwilę opuściła swoje ciało i teraz powoli do niego wracała. Poczułam, że czyjaś ciepła dłoń trzyma moją, a druga gładzi mnie delikatnie po głowie. Zmusiłam powieki, żeby się uchyliły i mrugnęłam kilkakrotnie, aby mój wzrok nabrał ostrości i przyzwyczaił się do panującej w pokoju jasności. Okazało się, że leżę na sofie w naszym salonie, a nade mną nachyla się zaniepokojony Carter. Alessandro Vega stał przy drzwiach ze skrzyżowanymi na piersi ramionami i przyglądał nam się z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.

– Co się stało? – spytałam, próbując usiąść. Mój narzeczony pomógł mi się podnieść i natychmiast objął ramieniem, żebym nie upadła. Czułam się tak, jakbym zsiadła z rozpędzonej karuzeli. 

– Zemdlałaś – wyjaśnił Carter, wciąż patrząc na mnie z niepokojem w oczach. Już miałam zapytać, co się dzieje, gdy informacje przekazane przez policjanta wróciły do mnie niczym tsunami. 

– Ktoś zamordował Beckera – szepnęłam, patrząc to na siedzącego obok mnie mężczyznę, to na Vegę. Czułam zbliżającą się nową falę paniki. – Nie przyśniło mi się to, prawda?

– Nie, nie przyśniło ci się – zaprzeczył mój ukochany, zaciskając szczęki.

– Ktoś usiłował upozorować samobójstwo, bo Beckera znaleziono powieszonego na krawacie pod sufitem. Jednak gdy zdjęto jego ciało i zbadał je patolog, na szyi odkryto ślady palców. Zabójca mocno się starał, bo zmiażdżył mu krtań. Poza tym za paznokciami Beckera odnaleziono ślady obcego naskórka, co znaczy, że się bronił. Na razie nic więcej nie wiemy –wyjaśnił mi Vega. Podszedł do nas i usiadł na fotelu naprzeciwko kanapy, opierając ręce na kolanach. 

– Jak to możliwe, że ktoś wszedł do celi Beckera i go zabił, a nikt z policji nie zareagował? – zapytałam, niedowierzając. To wszystko brzmiało dla mnie nieprawdopodobnie.

– Niektórych bardzo łatwo przekupić – mruknął Vega. Widziałam, że jest wściekły, bo mięśnie szczęki mu drgały.

– Więc co teraz? – Popatrzyłam to na jednego, to na drugiego mężczyznę. 

– Teraz cała sprawa jeszcze bardziej się komplikuje – odpowiedział policjant. – Do tej pory myśleliśmy, że to Christopher Becker pociąga za sznurki, ale jak widać, myliliśmy się. Sam też był marionetką. Sprzątnął go ktoś, kto bał się, że powie za dużo. 

Nagle dopadła mnie straszna myśl. Popatrzyłam na Cartera z przerażeniem. 

– Czyli ten, kto zlecił zabójstwo ciebie, wciąż jest na wolności – zauważyłam. – Becker nie działał sam. Wykonywał polecenia swojego szefa.

– Wszystko na to wskazuje – przyznał mój narzeczony. Wstał z sofy i podszedł do okna, wkładając ręce w kieszenie spodni. 

Schowałam twarz w dłonie załamana. Okazało się, że wracamy do punktu wyjścia.



***


– Trzymasz się jakoś? – zapytała mnie Jane, gdy tego samego dnia wieczorem ona i Jackson do nas przyszli. Teraz cała trójka mężczyzn zamknęła się w gabinecie Cartera, deliberując, co dalej, a my zostałyśmy same w mojej sypialni. 

– Średnio – powiedziałam zgodnie z prawdą. Położyłam się na łóżku, a Jane zajęła miejsce tuż obok, wspierając głowę na dłoni. – Po prostu… gdy wydawało się, że wszystko wraca do normy, dowiedzieliśmy się czegoś takiego. Naprawdę miałam nadzieję, że to już koniec, a wychodzi na to, że cała zabawa zaczyna się od początku. Poza tym wyobraź sobie, jakbyś ty się czuła, gdyby to na Jacksona ktoś polował i usiłował go zamordować. 

Kobieta skrzywiła się momentalnie, jakby sama myśl o tym wywoływała u niej fizyczny ból. 

– Wiem, że to cię nie pocieszy, ale znajdziemy tego kogoś, zobaczysz – obiecała, ściskając mnie za rękę. – Nie jesteście z tym sami. 

– Nie chcę, żebyście się narażali – odparłam zgodnie z prawdą. – Szczególnie teraz, gdy jesteś w ciąży. Powinniście wybierać meble do pokoju dziecięcego i kolor farby na ściany, a nie polować na zabójcę. 

– Uspokój się! – ofuknęła mnie Jane, patrząc na mnie ostro. – Ja i Jackson doskonale wiemy, z czym wiąże się nasze życie. Mafia to nie zabawa. Wiedziałam, na co się decyduję, wychodząc za Jacksona, tak samo jak on wiedział, czym ryzykuje, przyłączając się do Cartera. Jesteśmy nie tylko przyjaciółmi. Jesteśmy rodziną. A rodzina trzyma się razem, choćby nie wiem co. 

Poczułam, że w oczach zbierają mi się łzy. Nawet nie próbowałam ich hamować. Objęłam przyjaciółkę ramionami, przytulając mocno, a ona odwzajemniła mi się tym samym. 


***


Kiedy jakiś czas później zeszłyśmy na dół, zauważyłam, że Carter i Alessandro rozmawiają przyciszonymi głosami w kuchni, a Jackson stoi kawałek dalej i szuka czegoś w telefonie. 

Na nasz widok Carter uśmiechnął się lekko i podszedł do mnie, po czym objął w pasie i pocałował w bok głowy. 

– O czym tak szepczecie? – spytałam niby żartem, ale w środku czułam niepokój. Miałam wrażenie, że mój narzeczony usiłuje coś przede mną ukryć i chyba się nie myliłam, bo gdy tylko o to zapytałam, cały się spiął i zerknął przelotnie na Vegę, który teraz nie zwracał na nas najmniejszej uwagi.

– O niczym ważnym – zbył mnie. – Omawialiśmy zabójstwo Beckera. Alessandro próbował się dowiedzieć, czy patolog ustalił coś jeszcze, ale póki co nic nie wiadomo. W areszcie są kamery, ale o dziwo na czas zabójstwa Beckera przestały działać. 

Wiedziałam, że Carter nie mówi mi całej prawdy, ale doszłam do wniosku, że pomęczę go, gdy już zostaniemy w domu sami. Wtedy trudniej mu się będzie wykręcić od udzielenia odpowiedzi na moje pytania. 

– Jakoś mnie to nie dziwi – mruknęłam. – Przecież ktokolwiek zamordował Christophera Beckera nie chciał zostać złapany. I na pewno nie jest głupi. Chce doprowadzić całą sprawę do końca.

– Dlatego Giacomo, ten który namierzył twój telefon, gdy Marco cię uprowadził, pracuje już nad nagraniem – wyjaśnił. – Może uda mu się coś z tego odzyskać. 

– A jakim cudem Alessandro zdobył nagrania niepostrzeżenie? – spytałam, zaskoczona tym, jak szybko działa Carter i jego ludzie. 

– Ma swoje sposoby. – Mój narzeczony puścił do mnie oczko, po czym uśmiechnął się krzywo, a ja pokręciłam tylko głową rozbawiona.

Nasi przyjaciele zostali z nami jeszcze przez niecałą godzinę, po upływie której doszli do wniosku, że będą zbierać się do domu. Usiedliśmy do kolacji we dwoje, atmosfera była dziwnie napięta. Mężczyzna nie odzywał się do mnie ani słowem, a gdy o coś zapytałam, odpowiadał mi mruknięciami albo półsłówkami. W końcu nie wytrzymałam i rzuciłam łyżką, która obiła się o krawędź talerza i wylądowała w naczyniu z pluskiem. Carter przerwał jedzenie i popatrzył na mnie znad swojego posiłku.

– Możesz przestać się tak zachowywać?! – zażądałam, patrząc zła na mojego narzeczonego. – Odkąd zamknąłeś się w gabinecie z Jacksonem i Alessandro, dziwnie się zachowujesz. Nie myśl, że nie zauważyłam. 

– To nic takiego, naprawdę – odpowiedział, przecierając twarz rękoma, a jedną z nich po chwili wyciągnął do mnie, wstając niespodziewanie. Zaskoczona, podałam mu dłoń, a on natychmiast przyciągnął mnie do siebie i objął mocno w pasie. 

– Porozmawiaj ze mną – poprosiłam, kładąc palce na jego policzku. Carter przytulił do nich twarz i pocałował mnie w przegub. Jak zwykle poczułam, że serce zaczyna mi walić coraz mocniej. Wystarczył jeden jego dotyk, a mój organizm już wariował. 

– Boję się – oznajmił ledwie słyszalnym szeptem. – Ale nie o siebie, tylko o ciebie. Że ten, kto na mnie poluje z takim zacięciem, mi cię odbierze. Zrobię wszystko, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo, nawet jeśli sprawi mi to ból. Kocham cię. 

– Nie mów tak – poprosiłam. Po tym, co właśnie powiedział, mój niepokój wzrósł jeszcze bardziej. – Przejdziemy przez to razem. Tak jak zawsze. 

Stanęłam na palcach i pocałowałam go mocno w usta, zaplatając ręce na jego szyi. Na początku Carter stał nieruchomo, ale po chwili objął mnie mocno w talii i przyciągnął do swojej piersi, a następnie odwzajemnił pocałunek, napierając na moje wargi i zmuszając mnie, żebym je rozchyliła. 

Coś mnie w tym pocałunku zaniepokoiło. Nie wiem, czy włączała się moja paranoja, czy nie, ale miałam wrażenie, że Carter całuje mnie z desperacją – tak, jakby miał to robić po raz ostatni w życiu. Jakby to było nasze pożegnanie. 




Rozdział 1

Scarlet


Tydzień później


Nie miałam siły się ruszyć. Jedyne, na co miałam ochotę, to zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Twarz miałam opuchniętą od płaczu, oczy zaczerwienione, a włosy brudne i potargane. Innymi słowy, wyglądałam beznadziejnie. W końcu nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę, że nie brałam prysznica prawie od tygodnia. Zamiast tego, co chwilę odtwarzałam w głowie wydarzenia z tego feralnego dnia, czując się tak, jakby brakowało mi powietrza. Nie mogłam oddychać. To była dla mnie istna tortura. 


Sześć dni wcześniej

Cały dzień nie mogłam skontaktować się z Carterem i zaczynałam odchodzić od zmysłów, bo nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Mój narzeczony zawsze odbierał ode mnie telefon. Zadzwoniłam do Jacksona, bo nie wiedziałam, co zrobić. Nie minęło piętnaście minut, a on i Jane wpadli zaalarmowani do naszego domu. Mężczyzna powiadomił też Alessandro, o czym ja nawet nie pomyślałam. Policjant obiecał, że zorientuje się w sprawie i spróbuje czegoś dowiedzieć. 

– A teraz opowiedz nam na spokojnie, co się stało – poprosiła Jane, kierując mnie na sofę. Usiadła obok i mocno złapała moje ręce. 

– Od wczorajszego wieczoru Carter był jakiś dziwny – powiedziałam, biorąc głębszy wdech. Łzy mimowolnie kapały mi z oczu, przez co obraz przed sobą miałam rozmazany. – Dzisiaj rano zjedliśmy śniadanie, po czym powiedział, że musi pojechać na chwilę do firmy, bo jest jakiś problem, który musi rozwiązać. Od tamtej chwili minęło ponad dziewięć godzin, a ja wciąż nie mam z nim kontaktu. W komórce włącza się poczta, a Emily powiedziała, że Carter w ogóle nie pojawił się dzisiaj w pracy. Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. 

Moja przyjaciółka popatrzyła zaniepokojona na swojego męża, a on podszedł do sofy i kucnął przede mną. 

– Na pewno wszystko będzie dobrze – zapewnił mnie, kładąc mi rękę na kolanie. – Zobaczysz, Carter zaraz wróci i wszystko wyjaśni. 

W tym samym momencie drzwi do domu się otworzyły. Zerwałam się z kanapy, święcie przekonana, że to mój narzeczony, jednak w salonie pojawił się Alessandro z grobową miną. Od razu wiedziałam, że to, co zaraz powie, mi się nie spodoba. 

– Był wypadek – powiedział, od razu przechodząc do rzeczy. – To mało uczęszczana droga, dlatego dopiero niedawno ktoś zgłosił, że na poboczu stoi spalony wrak samochodu. Na podstawie tablic rejestracyjnych udało się nam ustalić, że to biały range rover należący do Cartera. 

– A co z nim? – zapytałam, łudząc się, że zaraz usłyszę, że jakimś cudem mój narzeczony przeżył. To przecież nie może tak się skończyć. 

– Przykro mi, Scarlet – odparł Alessandro, spuszczając wzrok na podłogę. Nie był w stanie spojrzeć mi prosto w oczy. 

– Nie! – krzyknęłam, odsuwając się od nich wszystkich i wystawiając rękę przed siebie, dając tym gestem znać, żeby nie odważyli się zrobić ani jednego kroku w moim kierunku. – Nawet nie waż mi się tego mówić! To nieprawda!

Jackson podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku swoich ramion, a ja rozryczałam się na dobre i zaczęłam okładać go pięściami po piersi. Mężczyzna nic sobie jednak z tego nie robił i pozwalał potraktować się jak worek treningowy. Po chwili opadłam z sił i wtuliłam się w niego mocno, załamując się całkowicie. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. 


Obecnie

– Wystarczy tego dobrego – powiedziała Jane, wpadając do mojej sypialni, a zaraz za nią podążała Melanie. Tak, nie wiem, jakim cudem, ale Jane i Jackson skontaktowali się z moją przyjaciółką i opowiedzieli o wszystkim, a ona bez zbędnych ceregieli spakowała walizki dla siebie i swojego chłopaka, Aarona, a następnie obydwoje przylecieli tutaj samolotem należącym do przyjaciela Cartera. 

– Dajcie mi spokój – mruknęłam, nakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Nie miało dla mnie znaczenia, czy jest rano, popołudnie czy wieczór: wszystko straciło sens. 

– Nie! – krzyknęła Mel, brutalnie ściągając ze mnie kołdrę, a Jane tymczasem odsłoniła żaluzje w oknach. – Koniec użalania się nad sobą. Od pogrzebu nie ruszasz się z łóżka. Czas wstać i zmierzyć się z rzeczywistością. 

To do mnie nie docierało – „od pogrzebu”. Cztery dni temu pochowaliśmy Cartera. Jackson i Jane zajęli się wszystkimi przygotowaniami, bo ja nie byłam w stanie nic zrobić. Czułam się tak, jakbym żyła w innym wymiarze. 

„Pogrzeb” – jedno słowo, które potrafi wywołać w człowieku tyle negatywnych emocji, wprost zniszczyć go od środka. Nie znam nikogo, kto byłby fanem takich uroczystości i z radością w nich uczestniczył. 

Zawsze uważałam, że w niektórych przypadkach można przygotować się na to wydarzenie. Na przykład, gdy umiera ktoś starszy lub ktoś, kto chorował od dłuższego czasu, rodzina jest w stanie oswoić się z myślą, że niedługo straci tę osobę. Wiadomo, śmierć kogoś bliskiego zawsze boli jak cholera, ale czasami człowiek po prostu wie, że niedługo zabraknie jego krewnego. Wyczuwa to. Jednak jeśli chodzi o nagłe odejście kogoś, kto powinien żyć, kogo zabrakło zdecydowanie za wcześnie – wtedy jest sto razy gorzej. Myśli się o wszystkich wspólnych planach, marzeniach, których nie udało się zrealizować, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło na to czasu. W takiej sytuacji znalazłam się ja. Miałam ochotę wyć z bólu i wściekać się jednocześnie, próbując się dowiedzieć dlaczego. Dlaczego odebrano mi Cartera, kiedy tak naprawdę dopiero rozpoczynaliśmy wspólne życie? Dlaczego nie mieliśmy szansy nacieszyć się sobą i po prostu żyć?

Odruchowo wróciłam myślami do tamtego dnia, krzywiąc się na samo wspomnienie. 


– Jesteś gotowa do wyjścia? – spytał Jackson, cicho pukając do drzwi mojego pokoju. 

– Tak, możemy iść – odparłam automatycznie, poprawiając włosy. Ubrałam się w czarną sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą mi nad kolano, a na nogi wsunęłam czarne szpilki. Włosy zebrałam w kok. Nie nałożyłam na twarz makijażu, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły, a poza tym wiedziałam, że wystarczy chwila, żebym się rozpłakała, a wtedy makijaż szlag trafi.

Jackson podał mi ramię i razem zeszliśmy na dół, gdzie czekali na nas Jane, Melanie, Aaron i wszyscy ludzie Cartera. Za niecałą godzinę miała rozpocząć się msza w kaplicy, a po niej pochówek na cmentarzu. Agnese razem z Jane i Clarą przygotowały obiad dla gości, gdy już wrócimy do domu. Nie chciałam brać w tym udziału, ale przyjaciółki przekonały mnie, że nie powinnam chować się w pokoju, bo będzie tylko gorzej. 

Cała ceremonia była piękna, jeśli można takim mianem określić czyjś pogrzeb. Kaplica wprost pękała w szwach, tyle osób pojawiło się w niej tego ranka. Jackson, Paolo, Giacobbe i jeszcze trzech innych ludzi Cartera niosło jego trumnę. Przez cały ten czas było ciepło i świeciło słońce, ale gdy dotarliśmy na wyznaczone miejsce pochówku i ludzie z firmy pogrzebowej byli w trakcie opuszczania trumny do ziemi, niebo zasnuło się chmurami i zaczęło padać. 

Przez cały ten czas Jane trzymała mnie pod ramię, a z mojej drugiej strony stała Melanie. Zachowywały się tak, jakbym z rozpaczy miała zaraz rzucić się do tego dołu za Carterem. Biorąc pod uwagę, że nie wyobrażałam sobie dalszego funkcjonowania bez niego, może nie byłby to taki głupi pomysł. Nic nie miało dla mnie już sensu.

– Nie mam ochoty nigdzie się ruszać – powiedziałam dobitnie, siadając na łóżku i wracając do rzeczywistości. Próbowałam odzyskać kołdrę, ale Melanie była nieugięta i im bardziej ja ciągnęłam, tym bardziej ona trzymała. – Nie rozumiesz?! – krzyknęłam sfrustrowana, czując, że świeże łzy napływają mi do oczu. Byłam zła na Jane i Mel, bo nie rozumiały, przez co przechodzę, a swoim uporem tylko pogarszały sprawę. – On nie żyje! Straciłam jedynego mężczyznę, którego kochałam ponad życie! Był dla mnie wszystkim! WSZYSTKIM! Nie wiesz, co to za uczucie, tęsknić za kimś do bólu i jednocześnie wiedzieć, że nie ma możliwości, żebyś do niego zadzwoniła, usłyszała jego głos, poczuła jego dotyk! I ta wiedza, że czegokolwiek byś nie zrobiła, to i tak nie zwróci mu życia!

Melanie popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym przytuliła mocno do siebie. Zaraz dołączyła do nas Jane i siedziałyśmy tak we trzy, próbując dodać sobie otuchy.

Wiedziałam, że moje przyjaciółki się starają, ale nie były w stanie mi pomóc, choćby nie wiem co. Nikt nie mógł. Sama musiałam poradzić sobie z tym niesamowitym bólem i wiedziałam, że on tak szybko nie minie. To, co czułam, to cierpienie… ono odbierało mi wolę życia.

– Wiemy, że cierpisz, Scar – powiedziała Jane. – I nawet nie próbujemy sobie wyobrazić, przez co teraz przechodzisz. Ale Carter nie chciałby, żebyś tak żyła. Nie chciałby, żebyś całymi dniami płakała i pogłębiała się w bólu. Musisz żyć, skarbie. Dla siebie. I dla niego. 

Na początku miałam na końcu języka jakiś wredny komentarz, ale w ostatniej chwili się w niego ugryzłam. 

– Macie rację – westchnęłam. – Wiem, że macie rację, ale to nie takie proste. Czuję się pusta w środku. Ale dobrze, wstanę z łóżka i zejdę do was, wezmę tylko prysznic. Dacie mi chwilę?

– Jasne – szepnęła Jane, uśmiechając się do mnie z otuchą. – Nie żeby coś, ale śmierdzisz. Prysznic to naprawdę dobry pomysł. 

Roześmiałam się krótko, bo moja przyjaciółka miała rację. Sama czułam, że nie pachnę zbyt zachęcająco. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, zamykając za sobą drzwi. 



***


Ubrałam się w legginsy i biały T-shirt, a włosy zebrałam w koński ogon, po czym zeszłam na dół. W salonie zastałam Jane, Melanie, Aarona, Jacksona i o dziwo, Alessandro. Nie wiedziałam, co jeszcze tutaj robił. 

– Hej – przywitałam się, gdy wszyscy na mój widok zamilkli i popatrzyli ze współczuciem wymalowanym na twarzach. Nie znosiłam tego. Nie potrzebowałam tego.

– Hej. – Usłyszałam chórek głosów, a Jackson podszedł do mnie i zapytał:

– Jesteś głodna? 

– Nie, nie mam apetytu – szepnęłam zgodnie z prawdą. 

– Scarlet, musisz coś jeść – stwierdziła Melanie. – Nie dasz tak rady na dłuższą metę. 

– Dobrze, niech wam będzie – westchnęłam, poddając się. Nie miałam siły się kłócić. – Zjem cokolwiek. 

Melanie wyszła z salonu, zapewne do kuchni, żeby poprosić Agnese o przygotowanie mi czegoś do jedzenia. 

– Scarlet, wiem, że to nie jest dobry moment, ale chyba nigdy taki nie będzie – zaczął Jackson, podchodząc bliżej. – W obecnej sytuacji ktoś musi stanąć na czele mafii. 

– No tak, ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie? – spytałam, marszcząc brwi. – To chyba logiczne, że jako prawa ręka Cartera, to ty przejmujesz pałeczkę. 

– Nie do końca – sapnął, zerkając na wszystkich w pokoju, jakby bojąc się mojej reakcji na jego następne słowa. – Carter spisał coś w rodzaju testamentu, w którym jasno określa, że jeśli coś mu się stanie, to ty masz zająć jego miejsce. 

Nie wiedziałam, co zaszokowało mnie bardziej: to, że mój narzeczony spisał testament czy to, że zostawiał mafię mnie. Przecież ja nie miałam o tym pojęcia, byłam w tym nowa!

– Nie! – krzyknęłam, kręcąc głową. – Nie ma takiej opcji! Jackson, na Boga, ja się do tego nie nadaję! Po pierwsze, nie mam pojęcia o kierowaniu mafią, a po drugie nikt nie weźmie mnie na poważnie! Już widzę, jak ludzie Cartera będą słuchać moich poleceń! – zaśmiałam się, wyobrażając sobie siebie dyrygującą bandą niebezpiecznych facetów. Najzwyczajniej w świecie nie widziałam się w tej roli i nawet nie chciałam się jej podejmować. Byłam w tym wszystkim zielona. 

– Poradzisz sobie – zapewnił mnie mężczyzna, podchodząc do mnie, po czym złapał mnie za ramiona w geście otuchy. – Będę przy tobie. A ludźmi się nie przejmuj. Byłaś narzeczoną Cartera, więc to logiczne, że cię posłuchają. Twoje zdanie jest tak samo ważne. 

– Ale tobie się to wszystko należy – dodałam, czując, że zaczyna mi brakować argumentów. – Tyle lat mu pomagałeś, wspierałeś, byłeś obok. 

– Może cię zaskoczę, ale nie chcę tego – zaśmiał się. – Pasuje mi to, co robię. Wolę stać z boku i cię wspierać, wierz mi. Mówię szczerze. 

Westchnęłam głośno, przeczesując włosy palcami. A więc postanowione. Teraz ja tutaj rządzę.


***


Od zeszłego tygodnia Jackson przesiadywał ze mną całymi dniami w gabinecie Cartera i wdrażał we wszystko. Z początku przebywanie w tym pokoju bolało, bo każda rzecz przypominała mi o moim narzeczonym i o tym, co straciłam. Jakby tego było mało, to okazało się, że poza kierowaniem mafią, Carter zostawił mi swoją sieć hoteli. Na to z pewnością nie byłam przygotowana, a wyglądało na to, że mój narzeczony wręcz przeciwnie. 

Dzisiaj był pierwszy dzień, kiedy miałam pojawić się w firmie, i już się bałam, jak wszyscy zareagują na mój widok. 

– Gotowa? – zapytał Jackson, wchodząc do mojej sypialni. Ubrałam się w czarną sukienkę bez rękawów, kończącą się tuż przed kolanem, a włosy zebrałam w kok. Nałożyłam na twarz niewielki makijaż, akurat tyle, żeby ukryć sińce pod oczami i bladość cery. 

– Tak, możemy iść. – Uśmiechnęłam się lekko. Mężczyzna przytrzymał dla mnie drzwi, puścił mnie przodem i razem zeszliśmy na dół. Jane została u siebie, bo nie czuła się za dobrze, więc teraz w domu była tylko Melanie i jej chłopak. 

– Na pewno nie chcesz, żebyśmy jechali razem z tobą? – zainteresowała się przyjaciółka.

– Nie, daj spokój – zapewniłam ją. – Jak by to wyglądało? Nowa pani prezes z niańkami? To raczej nie przejdzie. Wystarczy mi, że Jackson ze mną pojedzie. Poza tym, Emily jest na miejscu. 

– No dobrze, masz rację – stwierdziła dziewczyna, chociaż po jej minie widziałam, że wolałaby nie spuszczać mnie z oka. – Ale gdyby coś się działo albo gdybyś po prostu złapała doła, to od razu dzwoń, a ja przyjadę. 

– Dziękuję – szepnęłam, przytulając ją mocno. Zaraz potem wraz z Jacksonem wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do czarnego mercedesa, po czym ruszyliśmy w stronę firmy. 

– Bycie tam zaboli, wiem to – powiedziałam, gdy dojeżdżaliśmy na miejsce. – Ja… nie jestem gotowa, żeby zmierzyć się z tym wszystkim, ale wiem, że muszę. Im dłużej będę to odkładać, tym będzie mi ciężej. Mam tylko nadzieję, że kiedyś ten ból zmaleje i będę w stanie wspominać Cartera bez płaczu. 

– Po burzy zawsze wychodzi słońce, Scar – pocieszył mnie Jackson, łapiąc za rękę. – Zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa. Nie powiem ci, że to nastąpi już niedługo, bo sam w to nie wierzę. Wiem, jak bardzo kochałaś mojego przyjaciela. 

– Ja po prostu… – Zawiesiłam na chwilę głos, przełykając łzy. Nie chciałam rozkleić się tuż przed wejściem do biura. Nie po to nakładałam makijaż godzinę temu. – Po prostu nie wierzę, że to się naprawdę stało. Codziennie rano łudzę się, że to wszystko jest złym snem, z którego niedługo się obudzę i zobaczę obok siebie Cartera, a on powie mi, jak bardzo mnie kocha. Ale zaraz potem dociera do mnie, że to nie jest sen, tylko podła rzeczywistość. Ja nie poradzę sobie bez was, Jackson. Nie zostawiajcie mnie samej, proszę. 

Wiem, że pod koniec brzmiałam żałośnie, ale taka była prawda. Jedynym, co jeszcze motywowało mnie do pozbierania się do kupy, byli moi przyjaciele. Bo wiedziałam, że jeśli znów się rozpadnę na kawałki, to oni będą obok, żeby poskładać mnie w całość. 

Nagle mężczyzna zatrzymał się przy chodniku. Wyjrzałam przez okno i zorientowałam się, że dotarliśmy już do firmy. Jednak zanim zdążyłam wykonać jakiś ruch, Jackson chwycił moją twarz w swoje dłonie i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.

– Nigdy cię nie zostawimy. Nie ma nawet takiej opcji – powiedział dobitnie. – Jesteśmy rodziną. I nawet gdybyś miała nas dość i kazała nam spadać, to my i tak zostaniemy. Rozstawimy namiot w ogrodzie, jeśli będzie trzeba, ale nie zostawimy cię samej ani na moment. Jesteśmy rodziną. 

Zagryzłam wargi i nie mogąc się powstrzymać, zarzuciłam ręce na szyję Jacksona i mocno się do niego przytuliłam. On odwzajemnił uścisk, opierając podbródek na moim prawym ramieniu. 

– Dziękuję – szepnęłam, nie wiedząc, co więcej powiedzieć. 

– Lepiej już chodźmy. – Mężczyzna zaśmiał się, poluźniając uścisk. – Czas, żeby załoga poznała nową szefową. 

Jęknęłam tylko, po czym otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Jackson poczekał na mnie na chodniku, a gdy do niego dołączyłam, ruszyliśmy w stronę wejścia budynku. 

Jak tylko przekroczyliśmy próg biurowca, wszyscy zamarli, i to dosłownie. Było tak samo jak wtedy, gdy Carter po raz pierwszy przyprowadził mnie tutaj ze sobą. Jednak teraz zamiast spojrzeń pełnych ciekawości lub zazdrości, zewsząd mierzyłam się z wyrazami smutku i współczucia. Nawet Violet, recepcjonistka, która od zawsze okazywała mi jawną nienawiść, teraz uśmiechnęła się lekko na mój widok i powiedziała ciche: „dzień dobry”. Odpowiedziałam jej skinieniem głowy i nikłym uśmiechem, a następnie ruszyłam z Jacksonem w stronę wind. 

– Na razie pojedziemy do gabinetu Cartera, żebyś mogła na spokojnie oswoić się z miejscem – wyjaśnił, gdy jechaliśmy na górę. – A za godzinę zorganizowałem spotkanie w sali konferencyjnej z pracownikami. 

– Mam kompletną pustkę w głowie – powiedziałam przerażona. – Nie mam pojęcia, co im powiedzieć ani jak się zachowywać. To ty powinieneś stać na czele firmy i mafii. Ja się do tego nie nadaję, jestem żółtodziobem. 

– Dasz sobie radę, zobaczysz – zapewnił mnie mężczyzna, ściskając moją rękę. – Ja tego wszystkiego nie chcę, mówiłem ci to już. I mówiłem szczerze. Carter wiedział, co robi, zostawiając wszystko tobie. 

Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, dojechaliśmy na nasze piętro. Jak tylko ruszyliśmy w stronę gabinetu, zza biurka wyłoniła się Emily. Podeszła do mnie, smutna, i bez słowa przytuliła mocno do siebie. Odwzajemniłam uścisk, przymykając oczy. 


***

Tak jak rano podejrzewałam, gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu Cartera, poczułam się tak, jakby ktoś dźgnął mnie nożem prosto w serce. Z siłą tornada przypomniały mi się te wszystkie godziny, które spędziliśmy tutaj razem. Wszystko wyglądało tak, jakby Carter wyszedł na chwilę i zaraz miał wrócić: na biurku walały się papiery czekające na podpis, na środku stał laptop, a w łazience przylegającej do gabinetu zobaczyłam jego kosmetyki.

To było dla mnie za wiele. Niewiele brakowało, a odwróciłabym się na pięcie i wybiegła stąd z płaczem. 

– Wszystko okej? – dociekał stojący tuż za mną Jackson. 

– Tak, spokojnie – odparłam, zerkając na niego. Starałam się brzmieć przekonująco. – Nic mi nie jest. 

Po wyrazie jego twarzy widziałam, że mi nie wierzy, ale nic więcej nie powiedział. 

– Może podam wam coś do picia? – zaproponowała Emily, stając w drzwiach.

– Wiesz co, napiłabym się kawy – stwierdziłam. – Ale tylko jeśli zrobisz też sobie i do nas dołączysz. 

Dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:

– Bardzo chętnie. 

– Ja też poproszę kawę – dodał Jackson, zanim Emily zdążyła wyjść. 


***


Godzinę później, tak jak zostało wcześniej zaplanowane, wszyscy pracownicy zebrali się w sali konferencyjnej. Usiadłam u szczytu stołu, Jackson po mojej prawej, a Emily po lewej stronie. Wstałam i odchrząknęłam, skupiając tym samym na sobie uwagę zgromadzonych osób. Rozmowy ucichły momentalnie, co wzięłam za dobry omen. 

– Jak zapewne wiecie, Carter wyznaczył mnie na swoją następczynię – zaczęłam. – Nie będę was oszukiwać, nie mam doświadczenia na tym polu. Niektórzy z was pewnie uznają, że zaplanowałam sobie to wszystko z premedytacją, ale to nie jest prawdą. Jestem tak samo zaszokowana jak wy. Wiem, że siedzący obok mnie Jackson jest o wiele lepszym kandydatem na to stanowisko niż ja, ale z nieznanych mi przyczyn Carter wybrał mnie. Nie chcę go rozczarować ani działać wbrew jego woli, dlatego postanowiłam stanąć na wysokości zadania i dać z siebie wszystko. Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na waszą pomoc. Z góry mówię, że nie mam zamiaru nikogo zwalniać ani wprowadzać żadnych zmian w kadrach. Jednak jeśli ktoś z was jest niezadowolony z tego stanu rzeczy, droga wolna. Nie będę nikogo przetrzymywać tutaj wbrew jego woli. – Skończyłam mówić i usiadłam z powrotem na fotelu, a w pomieszczeniu zapadła cisza jak makiem zasiał. 

Nagle z krzesła podniósł się łysiejący mężczyzna średniego wzrostu z lekką nadwagą. Na oko był przed pięćdziesiątką. 

– Pan Cambrini był wspaniałym szefem i wszystkim nam będzie go brakować – powiedział, a zaraz po jego słowach dało się słyszeć pomruki popierające jego wypowiedź. – Wierzymy, że wiedział, co robi, zostawiając firmę w pani rękach. Myślę, że najuczciwszym rozwiązaniem będzie, jeśli póki co poznamy się lepiej i zobaczymy, jak będzie się nam współpracować. Z pracy zwolnić się łatwo, ale znaleźć kolejną, to już inna kwestia. 

– To uczciwa propozycja – odparłam, kiwając głową na znak zgody. 

Spotkanie potrwało jeszcze kilka minut, po czym wszyscy rozeszli się do swoich obowiązków, a ja odetchnęłam z ulgą. 




Rozdział 2

Scarlet


Kiedy następnego wieczoru wróciłam do domu, już na wejściu powitał mnie Stefano. 

– Ma pani gościa – oznajmił. – Czeka w salonie. 

Zdziwiłam się i niezwłocznie ruszyłam do pokoju. Gdy tylko tam dotarłam, zobaczyłam, że na fotelu siedzi nie kto inny jak Alessandro Vega. 

– Cześć – powiedziałam, stając przy sofie. – Co cię do mnie sprowadza?

– Cześć, Scarlet. – Uśmiechnął się lekko i podniósł się, podchodząc bliżej. Był naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, z brązowymi włosami sięgającymi mu za uszy i oczami w kolorze mlecznej czekolady. Gdyby sprawy miały się inaczej, nie mogłabym oprzeć się jego urokowi. – Pomyślałem, że sprawdzę, jak się masz. Nie znałem Cartera długo, ale domyślam się, że musi ci być teraz bardzo trudno. Poza tym masz na głowie firmę i mafię. 

– To prawda, nie jest łatwo – przyznałam szczerze, po czym usiadłam na kanapie i przeczesałam włosy palcami. Stos dokumentów w firmie zdawał się rosnąć, a nie maleć. Na domiar złego telefony się urywały, bo kierownicy filii naszych hoteli rozsianych po całym świecie desperacko chcieli wiedzieć, co dalej z ich posadami i jakie zmiany zamierzam wprowadzić. Gdyby nie pomoc Jacksona i Emily, to nie wiem, jakbym sobie z tym wszystkim sama poradziła. Na szczęście członkowie mafii nad wyraz dobrze przyjęli fakt, że teraz będzie nimi rządzić kobieta i nie wszczynali z tego powodu buntu. – Ale jakoś daję sobie radę. Dobre jest w tym wszystkim to, że cały czas mam czymś zajętą głowę i brak mi czasu na użalanie się nad sobą. 

Najgorsze były noce. Może to zabrzmi dziwnie, ale na poduszce wciąż czułam zapach Cartera. W szafie nadal wisiały jego ubrania, bo nie potrafiłam się zdobyć na spakowanie wszystkiego do toreb i oddanie potrzebującym ludziom. Wiem, że sama dodatkowo się tym wszystkim katowałam, ale po prostu nie byłam gotowa. Od jego śmierci minęły raptem dwa tygodnie. 

– Przykro mi, że musisz przez to wszystko przechodzić. Gdybyś chciała pogadać, to tutaj jest mój numer – powiedział, wyciągając do mnie dłoń z wizytówką. 

– Dlaczego to robisz? – spytałam, zaskoczona jego zachowaniem. – Tak naprawdę wcale mnie nie znasz. Łączyły cię tylko interesy z moim narzeczonym. 

– Sam nie wiem – wyznał, marszcząc brwi. Miałam wrażenie, że nie jest ze mną całkiem szczery, ale nie miałam siły ani ochoty ciągnąć go teraz za język. – Po prostu wydaje mi się, że przyda ci się pomoc. Wiem, że otaczają cię teraz bliscy i nie mierzysz się ze wszystkim sama, ale jak to mówią, przyjaciół nigdy za wiele. 

– Dziękuję. – Zdobyłam się na lekki uśmiech. 

Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do środka weszli roześmiani Melanie i Aaron. Uprzedzali mnie wcześniej, że po południu chcą wyjść do miasta i pozwiedzać, więc nie spodziewałam się ich w domu zbyt prędko. Jak widać ich wycieczka właśnie dobiegła końca.

– Hej. – Moja przyjaciółka przystanęła w progu salonu. Nie tylko mnie zdziwiła wizyta Alessandro, bo Mel patrzyła to na mnie, to na niego. Znałam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że weźmie mnie na spytki, gdy mój gość już sobie pójdzie. 

– Hej – rzuciłam. – Jak tam zwiedzanie?

– Super – przyznała Melanie. – To miasto jest piękne. 

– Tak piękne, że twoja droga przyjaciółka chce się tutaj przeprowadzić – prychnął Aaron, uśmiechając się lekko. – Już nawet znalazła nam dom, oczywiście niedaleko od ciebie. 

Roześmiałam się tylko, bo znając Melanie, byłaby do tego zdolna. 

– To ja już lepiej pójdę. – Naszą wymianę zdań przerwał Alessandro. – Pamiętaj o tym, co ci mówiłem, Scarlet.

– Będę. – Pokiwałam głową, zerkając na wizytówkę z jego numerem telefonu, którą wciąż trzymałam w dłoniach. 

Kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych, Melanie złapała mnie za rękę i zmusiła, żebym usiadła razem z nią na sofie. 

– To ja lepiej pójdę na górę – stwierdził Aaron, wycofując się z salonu z rękoma uniesionymi ku górze w geście kapitulacji. – Nie mam ochoty słuchać waszego plotkowania. Tylko rozboli mnie od tego wszystkiego głowa.

Melanie pokazała mu język, a ja uśmiechnęłam się do mężczyzny. 

– To teraz nawijaj. – Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco, gdy zostałyśmy we dwie. 

– O czym mam nawijać? – Zmarszczyłam czoło, udając, że nie wiem, o co jej chodzi. Czasami lubiłam się z nią podrażnić. 

– Nie udawaj głupiej – westchnęła z jękiem, przewracając oczami. – Wracam do domu i zastaję ciebie, pogrążoną w rozmowie z Alessandro. A facet jest niczego sobie. 

– Po pierwsze, przypominam ci, że masz chłopaka, więc jeśli dowie się, że wzdychasz na myśl o innym, to nie chciałabym być w twojej skórze – zauważyłam. – A poza tym Vega mnie nie interesuje w ten sposób. Owszem, jest przystojny, nawet bardzo, ale ja nie mam zamiaru z nikim się spotykać. Ani teraz, ani nigdy. To Carter był dla mnie tym jedynym i nikt go nie zastąpi. 

W tej właśnie chwili mój w miarę dobry humor szlag jasny trafił. Na samą myśl o tych wszystkich planach i marzeniach, których nie uda mi się zrealizować razem z Carterem, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać. 

– Przepraszam – powiedziała Mel, widząc, że wpadam w doła. – Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Wiem, że Carter był dla ciebie wszystkim i przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś zacząć spotykać się z kimś innym, szczególnie teraz. Po prostu uważam, że wpadłaś w oko naszemu panu policjantowi. 

– Jeśli tak rzeczywiście jest, to niech nie robi sobie nadziei – stwierdziłam, zirytowana jej komentarzem. – Jedyne, co mogę teraz zaoferować komukolwiek to przyjaźń. 

– Dobra, wystarczy tego gadania o facetach. – Melanie klepnęła mnie w udo, wyraźnie chcąc sprawić, żeby mój dobry humor sprzed kilku minut powrócił. – Może zrobimy sobie michę popcornu, otworzymy butelkę wina i puścimy jakąś komedię? Dawno nie miałyśmy babskiego wieczoru. 

– Masz rację, to dobry pomysł. – Nie do końca byłam w nastroju, ale nie chciałam sprawić przykrości Melanie. Widziałam, że się stara, żeby poprawić mi humor, za co byłam jej wdzięczna. – Przyda się nam taki relaks. 

– No i super. – Mel wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni. – To ja przygotuję wino i przekąski, a ty wybierz film. 

Pokiwałam głową, po czym włączyłam telewizor i uruchomiłam Netflixa. Wybór padł na Kocha, lubi, szanuje. Widziałam to już dwa razy, ale podobał mi się Ryan Gosling w tym filmie.

Melanie wróciła po chwili, w jednej ręce trzymając miskę z popcornem, a w drugiej butelkę wina. 

– A gdzie kieliszki? – spytałam, unosząc brew.

– To babski wieczór – wyjaśniła. – Nasz babski wieczór. Nie potrzebujemy kieliszków. 

Prychnęłam tylko i usiadłam wygodniej na kanapie, sięgając do miski, a następnie włączyłam film. 


***


Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i dziwnie powyginana, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Potrzebowałam chwili, żeby uświadomić sobie, że leżę na sofie w salonie, a Melanie śpi z głową na moim brzuchu, obejmując mnie ręką w pasie. Dziwiłam się, że była w stanie przespać tak całą noc, z nogami podkulonymi pod siebie, bo sofa była na to zdecydowanie za krótka. Przetarłam twarz rękoma i jak tylko zaczęłam się wiercić, Melanie otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła spod przymrużonych powiek. 

– Zasnęłyśmy tutaj? – zapytała zaspanym głosem. 

– Jak widać – odparłam. – Dobrze, że dzisiaj sobota i nie muszę iść do firmy. Głowa mnie boli tak, że jedyne, na co mam ochotę, to położyć się do łóżka i przeleżeć cały dzień. 

– Po połowie butelki wina? – zdziwiła się Melanie.

– Najwidoczniej – mruknęłam.

– No nic, idę wziąć prysznic – stwierdziła moja przyjaciółka, po czym podniosła się ze mnie. 

– Dobry pomysł. – Pokiwałam głową i sama też skierowałam się do swojej sypialni. Potrzebowałam takiego wieczoru. Przez moment zapomniałam o wszystkim, o wszystkich smutkach i problemach. 

Wiedziałam, że gdy się ogarnę, muszę porozmawiać z Jacksonem. Przez tych ostatnich kilka dni intensywnie nad czymś rozmyślałam. Byłam pewna, że wypadek Cartera wcale nie był wypadkiem. I zamierzałam odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią mojego narzeczonego. Nie odpuszczę, dopóki się nie zemszczę. 

Gdy zeszłam na dół na śniadanie, w kuchni zastałam Melanie i Agnese, przygotowującą jedzenie. 

– Lepiej się czujesz? – spytała moja przyjaciółka, gdy usiadłam na stołku barowym obok niej.

– Powiedzmy – mruknęłam, przykładając chłodną dłoń do czoła. – Ale na pewno nie będę dzisiaj w szczytowej formie. 

W tej samej chwili Agnese postawiła przede mną talerz z jajecznicą na boczku i smażonymi kiełbaskami. 

– Na kaca najlepsze jest tłuste jedzenie – rzuciła w odpowiedzi na moje nieme pytanie.

– Okej, skoro tak twierdzisz – westchnęłam i zabrałam się do jedzenia. 

Posiłek przerwało mi pojawienie się w domu Jane i Jacksona.

– Hej – powiedziała kobieta, wchodząc do kuchni, a następnie podeszła do mnie i uścisnęła na powitanie.

– Hej, wiecie, że nie musicie przyjeżdżać tutaj codziennie i sprawdzać, jak się mam? – zapytałam, unosząc brew do góry. Głupio mi było, bo miałam wrażenie, że przez fakt, że moi przyjaciele są tak zaabsorbowani mną, nie mają czasu na własne życie. – Nie potrzebuję opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poza tym na miejscu jest Melanie i Aaron, nie wspominając o Agnese, Stefano i reszcie osób. W tym domu cały czas ktoś się kręci. 

– I tak ma być – odparła Jane. – I nie pleć bzdur, że zabierasz nam czas, bo wcale tak nie jest. 

– W sumie, to może i dobrze, że jesteście, bo chciałabym z wami o czymś porozmawiać – oświadczyłam, kończąc śniadanie. – Ale może jesteście głodni i chcielibyście coś najpierw zjeść?

– Nie, spokojnie, jedliśmy przed wyjściem – zapewniła mnie moja przyjaciółka. – Teraz jem za dwoje, więc mam spust jak odkurzacz. Samej siebie nie poznaję. 

– Ja też nie poznaję własnej żony – zaśmiał się Jackson. – Najfajniej jest, gdy o drugiej w nocy najdzie ją ochota na lody karmelowe, a gdy już wracam do domu ze sklepu, to dzwoni do mnie i mówi, że zjadłaby jeszcze coś słonego. 

– Hahaha – prychnęła Jane, po czym klepnęła męża w pierś. – Ale tak na poważnie, to o co chodzi?

– To może przejdźmy do salonu, będzie nam wygodniej – zaproponowałam, wstając ze stołka. – Melanie, zawołaj Aarona, jeśli możesz. 

– Jasne, już po niego idę – rzuciła, wyszła z kuchni i skierowała się schodami na górę do ich pokoju. 

Dziesięć minut później zastałam Jane i Jacksona objętych na sofie, Melanie usiadła w fotelu, jej chłopak stanął obok niej, a ja zajęłam drugi fotel. 

– To z jakiej racji ta narada? – zapytała Mel, przerywając ciszę. 

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam, wziąwszy uprzednio głębszy wdech. – Nie jestem głupia i nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Nie po tym, co przeszliśmy. 

Kiedy to oznajmiłam, zapadła cisza, podczas której wszyscy moi przyjaciele przyglądali mi się intensywnie. Nie wiedziałam, co im chodzi po głowach, ale w duchu modliłam się, żeby nie brali mnie za wariatkę. 

– No dobrze – stwierdził Jackson, wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. – Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo przeczuwałem, że gdy dojdziesz trochę do siebie, zaczniesz dodawać dwa do dwóch. Sam też nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Z tego, co wiem na asfalcie nie było śladów hamowania. Ponadto samochód uderzył w barierkę, która oddziela drogę od urwiska. Takie uderzenie nie spowodowałoby, że auto stanęło w płomieniach. Musiałoby stoczyć się z góry albo dachować. 

– Dlatego potrzebuję waszej pomocy – powiedziałam, oddychając z ulgą. – Sama nie dam sobie rady, bo nie wiem, do kogo się zwrócić. Wy siedzicie w tym dłużej.

Mówiąc „wy”, miałam na myśli Jacksona i Jane. Odczuwałam wyrzuty sumienia, wciągając w to Melanie i Aarona, dlatego zwróciłam się do nich:

– Mówię to też przy was, bo nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą jakieś tajemnice, ale nie oczekuję, że będziecie brali w tym udział. Nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo. Poza tym i tak poświęciliście mi już dużo swojego czasu.

– Trzymaj mnie, Aaron, bo zaraz jej przyłożę – warknęła Mel, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Jej chłopak popatrzył rozbawiony to na nią, to na mnie, ale na wszelki wypadek położył rękę na jej ramieniu. 

– Oczywiście, że chcemy brać w tym udział – oznajmiła dobitnie. – Jesteś naszą przyjaciółką i nie zostawimy cię samej, szczególnie teraz. Nawet gdybyś wciągała nas w zabicie kogoś i pomoc w pozbyciu się zwłok, wciąż byśmy ci nie odmówili. Nie ma takiej opcji, że się nas pozbędziesz, więc lepiej skończ wygadywać takie głupoty. 

Uśmiechnęłam się do niej szeroko ze łzami w oczach, chwytając dziewczynę za nadgarstek w geście podziękowania. 

– Melanie ma rację, Scar – dodał Aaron. – Gdybyśmy nie chcieli, żebyś nas wciągała w cokolwiek, w ogóle byśmy tutaj nie przylecieli. Pomożemy ci i zostaniemy tak długo, jak to będzie potrzebne. 

Nie wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, ale w tym momencie potrzebowałam ich jak nigdy i w duchu dziękowałam Bogu, że mi ich zesłał. Bez nich błądziłabym jak dziecko we mgle. 

– Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie skontaktowanie się z Alessandro – wtrącił Jackson. – W końcu jest policjantem i ma dojścia. Tak jak przy Beckerze, tak teraz przyda się nam jego pomoc. 

– Dobrze. – Pokiwałam głową, bo sama rozważałam zaangażowanie go w sprawę. W końcu wczoraj był tutaj i mówił, że jeśli będę czegokolwiek potrzebować, to mogę dzwonić. Nie sądziłam jednak, że tej pomocy będę domagać się tak szybko.

– Zadzwonię do niego od razu, zanim się rozmyślę – mruknęłam, po czym wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Wizytówka Alessandra leżała na szafce koło telewizora, więc podeszłam do niej i wybrałam numer.

– Vega, słucham? – odezwał się po drugim sygnale. 

– Cześć, Alessandro, tu Scarlet – zaczęłam rozmowę.

– Cześć, miło cię słyszeć – odparł, a w jego głosie usłyszałam, że jest zaskoczony i jednocześnie uradowany tym, że dzwonię. – Stało się coś?

– Chciałam cię prosić o przysługę – powiedziałam. – Ale to nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś może przyjechać do mnie do domu?

– Wiesz co… – zawiesił na chwilę głos – myślę, że uda mi się wyrwać stąd na godzinę lub dwie. 

– To super. – Ucieszyłam się i pokazałam reszcie kciuk uniesiony ku górze, na znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. – To w takim razie do zobaczenia. 

– Do zobaczenia – rzucił, po czym się rozłączył. 

– I co powiedział Vega? – zapytała Melanie, kiedy usiadłam na fotelu. 

– Na razie niewiele, bo w sumie nic mu nie powiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. – Ma przyjechać tutaj za chwilę i wtedy we wszystko go wdrożę. 

– Na bank się zgodzi. – Mel puściła do mnie oczko. – Mówiłam ci wczoraj, że ten facet na ciebie leci. 

– Błagam cię, nie zaczynaj – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach. 

– Czekaj, co?! – zapytała Jane, patrząc to na mnie, to na moją przyjaciółkę, która ma zdecydowanie za długi jęzor. 

– Zastałam ich wczoraj wieczorem razem w salonie, kiedy z Aaronem wróciliśmy do domu – wyjaśniła jej Mel. – Na kilometr było widać, że nie przychodzi tutaj bezinteresownie. 

– Powiedział, że mogę liczyć na jego przyjaźń i żebym dzwoniła, gdy będę czegoś potrzebować – powiedziałam. – Tylko tyle. To Melanie ma wybujałą wyobraźnię i dużo sobie dopowiada. Nic mnie z Vegą nie łączy i na pewno nie połączy. 

Jane przyglądała mi się w zamyśleniu, a Mel pokręciła tylko głową. 

– Oj, dajcie spokój – wtrącił Jackson. – Ja osobiście za nim nie przepadam. 

– Dlaczego? – zapytałam i wszyscy spojrzeliśmy zaskoczeni na mężczyznę.

– Nie wiem – przyznał szczerze. – Ale coś mi w nim nie gra. 

Nijak nie skomentowałam jego słów, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam Alessandro zbyt długo i w sumie nie miałam o nim wyrobionej opinii. Faktem jest to, że pomógł mi i Carterowi znaleźć dowody na Beckera i wsadzić go do aresztu, a to już było coś.



***


Alessandro tak jak obiecał, przyjechał do nas niedługo potem. Kiedy zobaczył nas wszystkich zgromadzonych w salonie, przystanął zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się lekko i przysiadł na krześle, które przyniosłam tutaj wcześniej.

– Więc co jest takiego ważnego, że nie mogliśmy o tym porozmawiać przez telefon? – zapytał, patrząc na mnie.

Zerknęłam na Jacksona, który teraz stał przy oknie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i uważnie przyglądał się naszemu gościowi, jakby czekał na choćby jeden jego błąd. 

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam prosto z mostu. 

– Ale przecież wiesz, że to był wypadek – odparł Vega, zaskoczony. – Nie ma czego się tutaj doszukiwać. 

Popatrzyłam na policjanta tak, jakbym widziała go na oczy po raz pierwszy w życiu. Serio był taki głupi czy bał się, że coś odkryję?

– Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam z zaskoczeniem w głosie, nachylając się do niego. – Naprawdę wierzysz, że to był wypadek? Bo ani ja, ani nikt z moich przyjaciół nie uwierzy w te brednie. Zadzwoniłam, bo chciałam cię poprosić, żebyś pomógł mi dowiedzieć się prawdy. Masz dojścia tam, gdzie nasze ręce nie sięgają. Ale jeśli chcesz dalej mydlić mi oczy tym, że to był wypadek, to myślę, że nie mamy, o czym rozmawiać. 

Wstałam z fotela, by podejść do okna i stanąć obok Jacksona, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa. 

Byłam rozczarowana zachowaniem Alessandra. Sam powiedział, że jest moim przyjacielem i że mogę się do niego zwrócić, gdy będę potrzebować wsparcia. A teraz próbował mi wmówić, że to wszystko moje wymysły. 

– Możemy porozmawiać na osobności? – poprosił nagle policjant. 

– Dobrze – zgodziłam się po chwili namysłu. Widziałam, że Jackson już chce zaprotestować, ale Jane szybko złapała go za rękę, ostrzegając, żeby trzymał buzię na kłódkę. – To może przejdźmy do gabinetu. 

Alessandro przepuścił mnie w drzwiach, po czym ruszył za mną. 

– Przepraszam – powiedział mężczyzna, podchodząc do mnie, gdy drzwi gabinetu się za nami zamknęły. Zrobiłam kilka kroków w tył, bo jak na mój gust staliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie. – Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu nie chcę, żebyś się w to wszystko mieszała.

– Jakbyś nie zauważył, już jestem w to zamieszana – prychnęłam. Nie wierzyłam w jego wytłumaczenia. Coś mi tutaj nie grało. – I nie musisz się o mnie martwić. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać. 

Mężczyzna przez chwilę przyglądał mi się tak, jakbym sprawiała mu ból. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam. 

– Dobrze – westchnął. – Pomogę ci. Poszperam trochę i zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć. Ale niczego ci nie obiecuję. 

– O to mi tylko chodzi – odparłam. – Dziękuję. 

– Wybacz, ale teraz muszę wracać do pracy – oznajmił. – Odezwę się, gdy będę coś miał.

Skinęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko, po czym Alessandro wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Nie wiedziałam, czy angażowanie w to wszystko policjanta to dobry czy zły pomysł, bo po tym, co powiedział Jackson, miałam mętlik w głowie. Ale każda pomoc się przyda. Poza tym angażując we wszystko Vegę, będziemy mieli go na oku i wtedy się dowiemy, czy jest wobec nas szczery, czy wręcz przeciwnie. Jak to mówią, trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

– I co powiedział? – spytała Melanie, pojawiając się w gabinecie i tym samym przerywając moje rozmyślania. Zaraz za nią pojawili się Aaron, Jackson i Jane. 

– Obiecał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć i da znać – powtórzyłam im. – A tymczasem chciałabym spotkać się z naszymi ludźmi. Jackson, możesz wszystko zorganizować?

– Jasne, nie ma problemu – rzucił mężczyzna, wyciągnął telefon z kieszeni marynarki i zniknął w korytarzu. 



***


Dwie godziny później ja, moi przyjaciele i siedemnastu innych mężczyzn zebraliśmy się w jadalni mojego domu. Żadne inne pomieszczenie nie było na tyle duże, żeby pomieścić nas wszystkich. 

– Wiem, że zapewne jesteście zaskoczeni tak nagłym wezwaniem – zaczęłam. – Sama też nie do końca wiem, jak działać, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Carter mianował mnie waszą nową donną i mam dla nas wszystkich pierwsze, wspólne zadanie. Chcę, żebyśmy dogrzebali się do prawdy w związku ze śmiercią Cartera. 

Słysząc to, kilku mężczyzn zaczęło rozmawiać między sobą i kiwać głowami. 

– Jeśli macie coś do powiedzenia, podzielcie się tym z nami wszystkimi – powiedziałam zdecydowanym głosem. Irytowało mnie takie szeptanie po kątach. 

– Uważamy, że to słuszna decyzja, donna – odezwał się jeden z nich, z tego, co pamiętałam, miał na imię Paolo i był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Cartera. – Sami nie wierzymy, że to był nieszczęśliwy wypadek. Nie po tym, jak Christopher Becker został zamordowany w areszcie. Powiedz nam tylko, co mamy robić.

Ucieszyłam się, że wszyscy przyjęli to tak dobrze i nie kwestionowali mojej decyzji. 

– Na razie nie mamy żadnego punktu zaczepienia, dlatego chcę, żebyście mieli oczy i uszy szeroko otwarte – oznajmiłam. – Wiem, że każdy z was ma swoje dojścia do różnych ludzi, więc spróbujcie dowiedzieć się czegokolwiek. Ludzie na pewno gadają, w końcu śmierć capo nie przechodzi bez echa. Innymi słowy, działamy tak samo jak w przypadku sprawy z Beckerem. 

– A co, gdy uda nam się już do kogoś dotrzeć? – spytał jeden z mężczyzn. – Co mamy zrobić?

– Wtedy przyprowadzacie go do mnie – odparłam. – I trochę inaczej sobie z nim porozmawiamy. 

Wszyscy uśmiechnęli się półgębkiem, jakby moja odpowiedź była dokładnie tym, co chcieli usłyszeć. 

Prawda była taka, że nie miałam zamiaru bawić się w półśrodki. Nie żartowałam, gdy mówiłam, że znajdę tego, kto stoi za śmiercią Cartera, nawet jeśli miałabym go wykopać spod ziemi. A gdy już dostanę go w swoje ręce, lepiej niech Bóg ma go w opiece. 

 

***


– Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć – powiedziałam do Jacksona tego samego dnia, późnym popołudniem. Słysząc to, mężczyzna zakrztusił się kawą, którą właśnie pił. 

– Co takiego? – Spojrzał na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa.

– Właśnie to – oznajmiłam. – W końcu jestem donną, a to, że nie potrafię się bronić, jest żałosne. Poza tym, gdy już znajdziemy tego, kto doprowadził do śmierci Cartera, sama chcę się z nim policzyć. Nie mam zamiaru dopuścić, żebyś wyręczył mnie ty lub którykolwiek z naszych ludzi. 

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – stwierdził mężczyzna, marszcząc brwi. 

– Co nie jest dobrym pomysłem? – spytała Jane, wchodząc do kuchni. 

– Chcę, żeby twój mąż nauczył mnie walczyć – wyjaśniłam. – Ale chyba niezbyt mu się ten pomysł podoba.

– A dlaczego nie? – Jane spojrzała na niego groźnie. – Myślę, że to dobry pomysł. Mnie w końcu nauczyłeś, więc czemu nie możesz zrobić tego samego dla Scarlet?

– No właśnie, dlaczego? – Popatrzyłam na niego wyczekująco, krzyżując ręce na piersi. 

– Dobrze już, dobrze – sapnął, unosząc ręce w geście kapitulacji. – Nauczę cię walczyć. 

– I strzelać – dodałam.

Jackson skrzywił się lekko, ale pokiwał głową, przystając na moją prośbę. 

– Zaczniemy jutro z samego rana, więc się przygotuj – oznajmił. – Nie dam ci forów.

– Wcale na nie nie liczę. – Puściłam do niego oczko. Starałam się być twarda, ale w duchu liczyłam już ilość siniaków, które będę miała po naszym jutrzejszym treningu. 



Rozdział 3

Scarlet


Jackson od dwóch godzin uczył mnie, jak się bić, a ja miałam wrażenie, że zaraz wyzionę ducha. Z początku byłam pełna zapału: przyjaciel pokazał mi, jak bronić się przed ciosami w twarz i w tułów. Następnie kazał mi samej pokazać, jak wyprowadzam ciosy. W tym celu zaprowadził mnie do worka bokserskiego i pomógł założyć rękawice. 

Za każdym razem, gdy uderzałam w ten worek, wyobrażałam sobie, że tak naprawdę mam przed sobą twarz Beckera i tego, kto stoi za śmiercią Cartera. To dodawało mi sił. Jackson cały czas komentował moje poczynania, mówiąc „ręka wyżej”, „uderzaj mocniej”, „wyprowadzaj cios całym ciałem”, i tak dalej. Im więcej mówił, tym bardziej się starałam, żeby było idealnie. 

Wszystko stało się o wiele trudniejsze, gdy mój trener postanowił, że wcieli się w rolę napastnika, a ja będę musiała go pokonać. Na samą myśl o tym, poczułam, że serce podchodzi mi do gardła. Jackson poprowadził mnie na niewielki ring znajdujący się na samym środku siłowni. Nałożył na ręce rękawice i bez chwili wahania ruszył do akcji. Nawet nie zdążyłam zareagować, gdy uderzył mnie w prawy policzek. Co prawda nie mocno, bo nie chciał tak naprawdę zrobić mi krzywdy, ale i tak poczułam piekący ból, a głowa odskoczyła mi lekko w lewą stronę. 

– Trzymaj gardę – upomniał mnie po raz tysięczny. Podziwiałam Jacksona za cierpliwość, bo ani razu nie podniósł na mnie głosu, ani się nie zirytował, tylko wszystko tłumaczył mi spokojnie jak małemu dziecku. – Na początku walki, nie atakuj przeciwnika, tylko rób wszystko, żeby się obronić. Jesteś niska, więc najprawdopodobniej będzie celował w twarz, ewentualnie podetnie ci nogi. Dlatego najważniejsze jest to, żebyś obserwowała jego ruchy. Zwracaj uwagę, jak stawia kroki, w którą stronę się porusza, którą rękę ma silniejszą. Po prostu naucz się go. Wtedy zrozumiesz, jakie ma słabe punkty, no i dodatkowo go zmęczysz, więc potem będzie łatwiej ci go pokonać. – Uniósł rękę i popatrzył mi w oczy. – Jeszcze jedno – powiedział, po czym zanim zdążyłam się zorientować, podszedł do mnie od tyłu i mocno przycisnął do swojej klatki piersiowej, unieruchamiając mi ręce. – Gdy ktoś zajdzie cię tak jak ja teraz, nie szamocz się, bo to nic nie da. Tylko się zmęczysz. Jedyne, co możesz zrobić, to stanąć mi na stopie lub dźgnąć mocno łokciem między żebra, chociaż teraz masz to utrudnione. Nie powalisz napastnika, ale zaskoczysz go na tyle, że poluźni uścisk i wtedy będziesz miała sekundę na ucieczkę. Jeśli nie będzie o wiele wyższy od ciebie, możesz uderzyć go głową w podbródek. To najskuteczniejszy sposób. No, a na sam koniec oczywiście kolanem w jaja. Spróbujemy teraz tego, ale bez ostatniej części. – Na samą myśl o tym, że miałby oberwać w to miejsce, Jackson się skrzywił, a ja uśmiechnęłam się krzywo. – Jestem więcej jak pewny, że Jane chce mieć jeszcze dzieci i na pewno nie podziękuje ci, jeśli nam to uniemożliwisz. 

– Dobrze, dobrze, nie martw się – uspokoiłam go. – Ta część twojego ciała jest przy mnie bezpieczna. 

Tak jak zarządził Jackson, przećwiczyliśmy atak od tyłu. Musieliśmy zrobić to kilka razy, bo z początku wkładałam w ciosy za mało siły albo odruchowo zaczynałam się szamotać i wpadać w panikę. 

– Wystarczy na dziś – oznajmił mój przyjaciel pół godziny później. – Ledwo się trzymasz na nogach, a ja nie chcę wykończyć cię tak szybko. Jutro poćwiczymy więcej na ringu. 

– Okej. – Pokiwałam głową, łapiąc oddech. Czułam się tak, jakbym przebiegła ze dwadzieścia kilometrów sprintem. Płuca niemiłosiernie mnie paliły. – A teraz lecę pod prysznic. Cała się lepię. 

Jackson roześmiał się tylko i razem wyszliśmy z sali treningowej. 

Kiedy dwadzieścia minut później umyta, przebrana w świeże ciuchy i lekko umalowana zeszłam na dół, w kuchni zastałam Jane, Melanie i Agnese.

– I jak tam? – zapytała ta pierwsza na mój widok. – Mój mąż dał ci wycisk?

– I to jaki – przyznałam zgodnie z prawdą, opadając na stołek obok niej. – Ale to dobrze. O to mi chodziło. 

– Zobaczymy, co powiesz za dwa, góra trzy dni, gdy nie będziesz mogła się ruszyć rano z łóżka – zaśmiała się w odpowiedzi. 

Chwilę potem dołączył do nas Jackson, który wciąż miał wilgotne po prysznicu włosy. 

– Nie zabij nam przyjaciółki, dobrze? – poprosiła go żona, próbując zachować powagę. – W końcu to matka chrzestna naszego dziecka. 

– Spokojnie, nie mam takiego zamiaru – uspokoił ją mężczyzna, całując w czubek głowy. 

– M-matka chrzestna? – wyjąkałam zaszokowana. – Chcecie, żebym została matką chrzestną waszego dziecka?

– Oczywiście, że tak, a co myślałaś? – Jane popatrzyła na mnie tak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. Cóż, dla mnie nie była. – Poszłaś z nami na pierwsze USG, a ponadto, poza Carterem, jesteś naszą najbliższą rodziną. Jak tylko dowiedziałam się, że jestem w ciąży, wiedziałam, że to ciebie wybierzemy. 

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć na takie wyznanie, dlatego ze łzami w oczach mocno uściskałam przyjaciółkę, a następnie Jacksona. 

– Hej, nie sądziliśmy, że tak zareagujesz – zaśmiał się mąż Jane. – Rozumiemy, że się cieszysz. 

– Oczywiście, że tak! – wykrzyknęłam, podekscytowana jak małe dziecko tuż przed otwarciem prezentów w święta. – A myśleliście, że co, że odmówię?!

– Nie pozwolilibyśmy ci na to. – Jane wzruszyła ramionami. – Siłą zaciągnęlibyśmy cię do kościoła, gdyby to było konieczne. 

Roześmiałam się tylko i otarłam łzy z oczu. 


Carter 

(Inna czcionka)


Ze snu wyrwał mnie dzwonek komórki. Tylko jedna osoba miała ten numer, więc od razu wiedziałem, że coś musiało się stać. Inaczej nie zawracałby mi głowy.

– Co jest? – rzuciłem, bez zbędnych wstępów.

– Mamy mały problem – powiedział, a ja zacisnąłem szczęki, wyglądając przez okno obskurnego motelu, w którym się zatrzymałem. Na dworze było jeszcze całkiem szaro. 

– Mów wprost, a nie bawisz się w budowanie napięcia – warknąłem. Nie miałem czasu na zabawę w półsłówka. 

– Scarlet chce znaleźć tego, kto stoi za twoją śmiercią – wyjaśnił na jednym wdechu. – Zaangażowała w to wszystkich twoich ludzi. 

Przekląłem siarczyście. Czego by nie mówić, wiedziałem, że tak będzie. Na jej miejscu na bank zrobiłbym to samo. Jednak teraz musiałem zrobić wszystko, żeby jej się nie udało. Inaczej mój plan weźmie w łeb. 

– Wiesz, co masz robić – warknąłem stanowczo. – Trzymaj ją od tego wszystkiego z daleka. Nie może wpaść na żaden trop. 

– Jakbym tego nie wiedział – prychnął do słuchawki, wyraźnie zirytowany tym, że go szkolę. – Po prostu uznałem, że wypada, żebyś o tym wiedział. Żebyś potem nie miał pretensji, że coś ukrywam.

– A jak ona w ogóle się trzyma? – zainteresowałem się. Wiedziałem, że to, co usłyszę, nie spodoba mi się ani trochę, ale ciekawość była silniejsza. 

– Szczerze? – powiedział. – Teraz nawet jako tako, ale jeszcze jakiś tydzień temu nie była w stanie ruszyć się z łóżka. Cały czas płakała i do nikogo się nie odzywała. Nie chciała nic jeść. Była cieniem samej siebie. Dopiero przyjaciele pomogli jej pozbierać się do kupy. Oni i fakt, że ma wyznaczony cel. 

– Dzięki za informację – zdołałem wydusić z siebie, czując narastającą gulę w gardle. – W razie czego jesteśmy w kontakcie.

Rozłączyłem się, nie czekając na jego odpowiedź. Miałem niesamowite wyrzuty sumienia. Zostawienie Scarlet i upozorowanie własnej śmierci było najtrudniejszą decyzją w moim życiu. Czułem fizyczny ból, gdy kilka tygodni wcześniej kłamałem, że jadę do firmy i niedługo wrócę. Bo wiedziałem, że to wszystko to jedno wielkie, jebane oszustwo. Ale musiałem to zrobić, nie miałem innego wyjścia, mogłem tylko mieć nadzieję, że po wszystkim Scarlet mi wybaczy. 

Wyrwałem się z zamyślenia i spojrzałem na zegarek. Dochodziła siódma rano, więc czym prędzej spakowałem swoje rzeczy i postanowiłem wynieść się z tego pokoju. W normalnych okolicznościach w życiu nie zatrzymałabym się w takim miejscu, ale nie chciałem zwracać na siebie uwagi. Mimo że wszyscy byli święcie przekonani, że nie żyję, lepiej nie kusić losu. 


Scarlet 

(Inna czcionka)


Kolejnego dnia trening z Jacksonem był jeszcze cięższy. Tak jak wczoraj zaczęliśmy od ćwiczeń przy worku bokserskim, a następnie przeszliśmy na ring. Jeśli myślałam, że poprzedniego dnia mój przyjaciel dał mi wycisk, to grubo się myliłam. W ciągu dziesięciu minut spędzonych na macie, Jackson zdążył powalić mnie na łopatki już przynajmniej pięć razy. Za każdym razem czułam niesamowity ból w plecach i bałam się, że uszkodzę sobie coś ważnego. 

– Pamiętaj, co ci wczoraj mówiłem! – upomniał mnie po raz setny. – Obserwuj mnie, naucz się moich ruchów. Znajdź moje słabe punkty.

– Próbuję – stęknęłam, gdy pomagał mi się podnieść. Otarłam pot z czoła i spojrzałam na niego z bezsilnością wymalowaną na twarzy. – Ale jesteś za szybki. 

– Dlatego teraz spróbujesz z kimś innym – stwierdził i spojrzał gdzieś nad moją głową. Odwróciłam się w tamtą stronę i zobaczyłam, że na salę wchodzi Paolo, jeden z naszych ludzi. 

– Co on tutaj robi? – zapytałam Jacksona, marszcząc brwi. Nie podobało mi się, cokolwiek knuł mój przyjaciel. 

– Paolo będzie dzisiaj z tobą ćwiczył, a ja będę się przyglądał – wyjaśnił mi, a ja poczułam ciarki na plecach. Nie żeby coś, lubiłam Paolo, ale facet mierzył ze dwa metry wzrostu i był jeszcze szerszy w barach niż Jackson. Wiedziałam, że mnie zmiażdży, zanim zdążę choćby zrobić krok. 

– Spokojnie, nikt nie chce cię tutaj skrzywdzić – zapewnił mnie Jackson. Po chwili Paolo pojawił się obok mnie, uśmiechając się lekko. 

– Obiecuję, że będę delikatny – rzucił mój przeciwnik, puszczając do mnie oczko. – Poza tym jestem pewien, że Jackson mnie dopilnuje, żebym nie przegiął.

– Dokładnie – dodał mój przyjaciel. – Pamiętaj, że zabawa zabawą, ale to twoja donna. Nie przeginaj.

Paolo pokiwał głową, po czym ustawiliśmy się na macie naprzeciw siebie. Szybko przypomniałam sobie to, co wcześniej mówił mi Jackson, i zamiast atakować Paolo, po prostu broniłam się przed jego ciosami, osłaniając twarz i tułów na tyle, na ile było to możliwe. Gdy zamierzył się na moją twarz, odruchowo się schyliłam, przez co jego ręka uderzyła w powietrze nad moją głową.

– Brawo, o to chodzi! – pogratulował mi Jackson, stojący poza ringiem, cały czas bacznie nas obserwując. – Zmęcz go najpierw. 

Kiedy mój przeciwnik wyprowadzał ciosy, uważnie się w niego wpatrywałam. O ile się nie myliłam, lewą rękę miał silniejszą, bo to nią głównie operował. Poza tym, gdy brał zamach, odsłaniał swój lewy bok, przez co bez trudu mogłam uderzyć go między żebra. 

Wiedząc, że dłużej już nie wytrzymam, bo to uciekanie przed nim zaczynało mnie męczyć, zamierzyłam się prawą ręką i uderzyłam Paolo w tułów. Zaskoczony pochylił się lekko, gdy zabrakło mu powietrza, a ja to wykorzystałam i drugie uderzenie wycelowałam w jego twarz. 

Nie przewidziałam tylko tego, że Paolo podetnie mi nogi, przez co wyląduję na plecach. Poczułam, jak z płuc ulatuje mi powietrze, ale nie miałam czasu na odpoczynek. Mój rywal usiadł na mnie, unieruchamiając moje ciało. Leżąc, nie miałam takiego pola manewru jak zwykle, więc wiedziałam, że nawet jeśli go uderzę, to nie poczuje tego za mocno. 

– Opleć go nogami w pasie! – polecił mi Jackson, a ja spojrzałam na niego zaskoczona. Widział moje wahanie, ale je zignorował. – No już!

– Dobrze, a teraz spróbuj przerzucić go tak, że to on będzie pod tobą – powiedział, gdy zrobiłam to, co mi kazał. Posłuchałam jego instrukcji, ale Paolo był zbyt ciężki. Nie było szans, żebym zrzuciła go z siebie. 

– Nie dam rady – wyspałam. – Prędzej się tutaj uduszę. 

– Skoro tak, to unieś się lekko i uderz go między łopatki – doradził Jackson. – Nie zaboli mocno, ale zdezorientuje go, poza tym poczuje promieniujący ból i poluźni uścisk. 

Tym razem się udało – zamachnęłam się na tyle, na ile było to możliwe i uderzyłam Paolo, ile sił w ręce. Ten stęknął cicho, po czym, tak jak przewidział Jackson, poluźnił chwyt na moim ciele, a ja czym prędzej wstałam, gotowa do dalszej walki. 

– Wystarczy – powiedział mój przeciwnik, podnosząc się z maty. – Szybko się uczysz, donno. Nie sądziłem, że dostanę aż taki wycisk, gdy zgodziłem się tutaj przyjść. 

– Dziękuję – odparłam, mile połechtana. Uśmiechnęłam się do niego przepraszająco. – I wybacz, jeśli za mocno uderzałam. Starałam się na tyle, na ile mogłam.

– Nie, w porządku, nic mi nie jest – uspokoił mnie Paolo, odwzajemniając uśmiech. – Jedyne, co ucierpiało, to moje ego. 

Roześmiałam się cicho, a po chwili mężczyzna zostawił mnie i Jacksona samych. 


***


Do biura dojechałam, gdy było dobrze po dziesiątej. Najchętniej wcale bym się tu dzisiaj nie pojawiła, ale na dwunastą miałam umówione spotkanie z przedstawicielem firmy deweloperskiej. Przed śmiercią Carter był w trakcie finalizacji umowy na powstanie nowego hotelu w Atenach. Brakowało jednego podpisu, żeby transakcja mogła zostać doprowadzona do końca. 

– Pan McCartney dzwonił, żeby przerosić, ale spóźni się około pół godziny – powiedziała Emily, wchodząc do mojego gabinetu.

– Dobrze, nie ma problemu – odparłam. – I tak nie mam dzisiaj urwania głowy. Mogę poczekać.

– A jak się trzymasz? – spytała sekretarka, podchodząc bliżej. Widziałam, że szczerze się o mnie martwi i zrobiło mi się z tego powodu miło. Mimo że byłam szefową od kilkunastu dni, z Emily współpracowało mi się idealnie. Dziewczyna była obowiązkowa, pilna i zawsze gotowa do pomocy. Bez niej i Jacksona nie wiem, jak dałabym sobie tutaj radę. 

– Nie jest źle – powiedziałam zgodnie z prawdą, uśmiechając się blado. – Staram się pozbierać i iść dalej. Ból nie minie jeszcze przez długi czas, ale nie chcę tkwić w błędnym kole, bo to i tak niczego nie zmieni. Wiem, że Carter nie chciałby tego dla mnie. 

– Podziwiam cię – stwierdziła Emily.

– Mnie? Dlaczego? – Spojrzałam na nią szczerze zaskoczona. 

– Gdy patrzyłam na ciebie i Cartera, widziałam, jak bardzo się kochacie – wyjaśniła. – To było widać w każdym waszym spojrzeniu, każdym geście. I zrobiłam się zazdrosna, bo sama też chciałabym trafić kiedyś na kogoś, kto patrzyłby na mnie tak jak pan Cambrini na ciebie. A teraz gdy zginął… ja nie wiem, czy na twoim miejscu byłabym w stanie się podnieść. 

Nie lubiłam o tym rozmawiać, bo gdy tylko zaczynałam, zbierało mi się na płacz. Ale wiedziałam, że Emily należy się szczerość. 

– Kiedy dowiedziałam się, że nie żyje… – przełknęłam głośno ślinę – myślałam, że to jakiś nieśmieszny żart. Że zaraz wejdzie do domu, weźmie mnie w ramiona i zapewni, że jest cały i zdrowy. Ale po chwili dotarło do mnie, że to niestety brutalna prawda. Poczułam się tak, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi, a potem zdeptał je butem na miazgę. Czuję, że w mojej piersi wciąż zamiast niego jest ziejąca pustką dziura. I wiem, że tak pozostanie na zawsze, bo nikt nigdy nie będzie w stanie zapełnić tej pustki. Jedyne, co mogę zrobić, to nauczyć się z tym żyć. I robię to dzień po dniu, małymi kroczkami, ale brnę do przodu. Bo inaczej nic nie miałoby sensu. 

– Wow – westchnęła Emily po chwili ciszy. – Nawet nie wiem, co powiedzieć. Jak już wspomniałam, podziwiam cię. Uważam, że jesteś niezwykle silna i dasz radę. W końcu nauczysz się żyć z tą dziurą i oswoisz ją. No, a teraz lepiej porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym, bo zrobiła się atmosfera jak na stypie, wybacz porównanie. 

– Nic nie szkodzi – zapewniłam ją, uśmiechając się lekko. – Czy ktoś z kierownictwa hotelu w Madrycie się z nami kontaktował?

Jeszcze zanim Carter zginął, planowaliśmy odwiedzić wszystkie nasze hotele, żeby sprawdzić, jak funkcjonują. Z oczywistych powodów teraz miałam tam się wybrać razem z Jane, Jacksonem i oczywiście Emily. Na pierwszy rzut miał iść nasz hotel w Madrycie. 

– Jeszcze nie – zaprzeczyła dziewczyna. – Jeśli do jutra się nie odezwą, zadzwonimy tam ponownie. 

– Dobrze. – Pokiwałam głową. – W razie czego to osobiście się z nimi skontaktuję. Z prezesem firmy inaczej porozmawiają.



***


Kiedy wracałam do domu ze Stefano, usłyszałam dzwonek mojego telefonu. Wyjęłam komórkę z torebki i zaskoczona zobaczyłam, że to Alessandro. 

– Tak słucham? – odezwałam się do słuchawki.

– Cześć, Scarlet – powiedział policjant. – Czy mogłabyś przyjechać teraz do mnie na komisariat?

– A stało się coś? – spytałam zaniepokojona. – Dowiedziałeś się czegoś w sprawie Cartera?

– To nie jest rozmowa na telefon – odparł Alessandro tajemniczo.

– Dobrze, to w takim razie zaraz przyjadę – obiecałam, po czym zakończyłam rozmowę. Wychyliłam się w stronę kierującego autem Stefano i poprosiłam:

– Zanim pojedziemy do domu, zawieź mnie na posterunek Vegi. Muszę się z nim spotkać. 

– Oczywiście – mruknął mężczyzna, zerkając na mnie we wstecznym lusterku. 

Dwadzieścia minut później dojechaliśmy na miejsce. Wysiadłam z samochodu i skierowałam się w stronę komisariatu. Kiedy weszłam do budynku, przy dyżurce spotkałam młodą kobietę w policyjnym mundurze. Miała czarne włosy zebrane w koka i wyglądała na niewiele straszą ode mnie. 

– Dzień dobry – przywitałam się, podchodząc do biurka.

– Dzień dobry, w jakiej sprawie pani przychodzi? – odparła kobieta, zerkając na mnie znad papierów. Ze sposobu, w jaki na mnie patrzyła i mówiła, wiedziałam, że chciałaby, żebym jak najprędzej stąd poszła. Chyba brała mnie za paniusię, która zgłasza na policję złamanie paznokcia. 

– Jestem umówiona z detektywem Vegą – wyjaśniłam. Tym razem kobieta spojrzała na mnie zaciekawiona, po czym podniosła słuchawkę telefonu i poprosiła:

– Proszę chwilę poczekać, detektyw zaraz przyjdzie po panią. 

Wybrała numer i powiedziała coś do osoby po drugiej stronie słuchawki, ale mówiła zbyt cicho, abym mogła usłyszeć, o co chodzi. Nie minęło pięć minut, gdy usłyszałam kroki dochodzące z korytarza i zaraz potem stanął przede mną Alessandro. Miał na sobie czarne jeansy i białą koszulę opinającą jego umięśnione ramiona. Zwykle nachodzące mu na kołnierzyk włosy zebrał w kucyk na karku. 

– Cześć – powiedział na mój widok, po czym zaskoczył mnie, gdy objął mnie jedną ręką delikatnie w pasie i nachylił się, składając na moim policzku delikatny pocałunek.

– Cześć – szepnęłam, oszołomiona jego zachowaniem. – Powiesz mi teraz, o co chodzi?

Vega spojrzał przelotnie na policjantkę za biurkiem, która usilnie starała się udawać, że nie przygląda się nam z zainteresowaniem, ale jak można się domyślić, średnio jej to wychodziło. 

– Chodź – poprosił, wciąż obejmując mnie w pasie i ciągnąc za sobą w stronę, z której przyszedł. Nie czułam się komfortowo, gdy się tak ze mną spoufalał, ale nie chciałam mu robić sceny w miejscu pracy. 

Po drodze minęliśmy kilka biurek z siedzącymi przy nich policjantami zajętymi swoją pracą. Nie zwracali na nas większej uwagi, chociaż czułam na sobie spojrzenia kilku par oczu. 

Alessandro poprowadził mnie do drzwi na końcu korytarza z wiszącą na nich tabliczką z jego imieniem i nazwiskiem. Mężczyzna przepuścił mnie przodem, a następnie cicho zamknął za nami drzwi.

Jego gabinet był niewielki. Naprzeciwko wejścia znajdowało się okno z żaluzjami, a po lewej stronie stał wysoki regał z masą segregatorów i teczek. Poza tym przed oknem umieszczono czarne biurko z komputerem, zawalone kartkami papieru, a podłogę wyłożono ciemnoszarą wykładziną. 

– Usiądź – zaproponował Vega, wskazując na krzesło przed biurkiem. Sam obszedł mebel i usiał na skórzanym fotelu. 

– Możesz mi wreszcie powiedzieć, co jest takie ważne, że musiałam przyjechać? – spytałam, zaczynając się irytować całą sytuacją. Po spotkaniu z przedstawicielem firmy deweloperskiej byłam wykończona i jedyne, na co miałam ochotę, to wziąć gorącą kąpiel i położyć się do łóżka. Tyle dobrze, że rozmowa przebiegła po mojej myśli i już pod koniec przyszłego tygodnia miała ruszyć budowa nowego hotelu.

– Nie wiem, jak ci to przekazać, ale nie mam dobrych wiadomości – zaczął Vega, drapiąc się po brodzie. – Przekopałem wszystkie raporty z miejsca wypadku, wszystkie zdjęcia, dosłownie wszystko, co udało mi się znaleźć w sprawie Cartera. Jasno z nich wynika, że nie maczała w tym palców osoba trzecia. To naprawdę był wypadek. 

Z każdym wypowiedzianym przez mężczyznę słowem czułam się tak, jakbym dostawała cios prosto w serce. 

– Nie wierzę ci – szepnęłam, kręcąc z niedowierzaniem głową. Poczułam, że w moich oczach zbierają się łzy. – Najzwyczajniej w świecie ci nie wierzę. 

– Scarlet, rozumiem, że to dla ciebie szok, ale… – Vega wstał z fotela i zbliżył się do mnie, ale ja szybko zerwałam się z krzesła i stanęłam przy drzwiach. 

– Gówno rozumiesz! – warknęłam. – Więc przestań mi tutaj ściemniać i rozczulać się nade mną. Bo tego nie potrzebuję. Nie wiem, dlaczego kłamiesz, ale skoro nie chcesz mi pomóc, to goń się. Dzięki Bogu, nie jesteś jedyną osobą, na którą mogę liczyć. 

– Scarlet! – krzyknął Alessandro, gdy z rozmachem otworzyłam drzwi i pobiegłam korytarzem, kierując się w stronę wyjścia. Tym razem wszyscy, których mijałam, przyglądali mi się z zaskoczeniem, ale ja miałam to gdzieś. Słyszałam, że mężczyzna idzie za mną, dlatego czym prędzej wyszłam z komisariatu i wsiadłam do auta, trzaskając drzwiami. 

Stefano popatrzył na mnie z uniesionymi brwiami, ale nijak nie skomentował mojego stanu. Czasami irytowała mnie jego mrukowatość i małomówność, jednak dzisiaj byłam za nie wdzięczna.

– Jedźmy do domu – powiedziałam, a mężczyzna bez słowa odpalił silnik i ruszył z miejsca z piskiem opon. Wyjrzałam przez okno i zobaczyłam Alessandro, który stał przed komisariatem, przeczesując włosy palcami. Był wyraźnie sfrustrowany i wściekły. Ale przepraszam bardzo, czego się spodziewał? Że gdy powie mi, że to był wypadek, to rzucę mu się na szyję i podziękuję za tę informację? Raczej nie było takiej opcji.

Oparłam głowę o szybę, teraz rzeczywiście wykończona. Może i się łudziłam, ale czułam, że z jakiegoś powodu Vega nie powiedział mi prawdy. Zastanawiało mnie tylko dlaczego.

Gdy pół godziny później Stefano zaparkował przed domem, z ociąganiem wysiadłam z samochodu i ruszyłam w stronę wejścia. 

– Cześć – rzuciłam, widząc w salonie Melanie i Aarona oglądających jakiś film w telewizji.

– Hej – odparła moja przyjaciółka z uśmiechem, jednak gdy tylko zobaczyła, w jakim stanie jestem, uśmiech natychmiast spełzł jej z twarzy.

Weszłam do pokoju i usiadłam na fotelu naprzeciwko nich, a następnie streściłam im moją rozmowę z Alessandro. 

– Nie rozumiem – mruknęła Melanie, zerkając na swojego chłopaka. – Dlaczego ci to powiedział? Sama też nie wierzę w tę historyjkę i uważam, że z jakiegoś powodu kłamie. Pozostaje pytanie czemu?

– Może rzeczywiście nie udało mu się nic znaleźć – stwierdził Aaron, a ja i Mel spojrzałyśmy na niego groźnie za to, że bierze stronę policjanta.

– Hej, nie zlinczujcie mnie tutaj – poprosił, widząc naszą reakcję. – Po prostu może on wcale nie kłamał, tylko ktoś inny postarał się, żebyś ani ty, ani nikt, kto stara się ci pomóc, nie doszedł do prawdy?

– Nie pomyślałam tak o tym… – przyznałam, zastanawiając się nad słowami mężczyzny. Może rzeczywiście to nie Alessandro wyprowadza mnie w pole, tylko ktoś inny wodzi nas oboje za nos?

– Żeby to wiedzieć, muszę ustalić, czy naszym ludziom udało się czegokolwiek dowiedzieć – stwierdziłam po chwili. – Skoro Vega nie jest w stanie, bądź nie chce mi pomóc, może innym się uda. 

– Pamiętam, jak Jackson mówił, że coś mu nie pasuje w tym policjancie – przypomniała mi nagle Melanie. – Że nie jest wobec nas szczery. 

– Też teraz to sobie przypominam – odparłam, marszcząc brwi. – Nie wzięłam tego zbyt poważnie, bo myślałam, że to przez to, że Jackson po prostu go nie lubi. Ale teraz nie jestem tego taka pewna. Tak czy siak, musimy powiadomić o wszystkim jego i Jane. Wtedy zastanowimy się razem, co dalej należy zrobić. 






Komentarze

Popularne posty