Cała Szkoła Mówi O MNIE -   Michelle Quach Recenzja 
Autor: Michelle Quach 
Tytuł oryginału: Not here to be liked
Tytuł: Cała Szkoła Mówi O MNIE 
Wydawnictwo: Literackie 
Data wydania: 2021.09.15
Ilość stron: 408
Ocena: 10/10


















                        Opis:

Pełna przewrotnego humoru, ciepła i mądra opowieść o dojrzewaniu i pierwszej miłości, która potrafi być bardzo skomplikowana, zwłaszcza kiedy zakochujesz się w swoim wrogu…



Ale kto mógł przypuszczać!? Strojenie się, makijaż i przyziemne uczucia były przecież ostatnimi rzeczami, o jakie posądziłaby siebie Eliza. „Jesteś wyłącznie tak dobra, jak świadczą o tobie fakty” — taką dewizę wyznawała na co dzień. Jej myśli zaprzątał przede wszystkim „Sygnalista” – szkolna gazetka, w redakcji której działała z sukcesami od lat, a teraz, jako uczennica przedostatniej klasy, mogła w końcu kandydować na stanowisko redaktor naczelnej. Była najlepszą kandydatką! Bez dwóch zdań!



Do momentu, kiedy… na jej drodze pojawił się – niedoświadczony, ale wysoki, przystojny i wygadany (jak się okazuje!) – Len. Podobno po kontuzji, która uniemożliwiła mu dalszą karierę baseballisty, „swoje miejsce” odnalazł właśnie tutaj, w redakcji „Sygnalisty” i pokochał pisanie. Dobre sobie!



Eliza Quan staje przed nowym wyzwaniem – musi zmierzyć się z rywalem i walczyć o wymarzone stanowisko. Przy okazji, przez przypadek, staje się twarzą feministycznej rewolucji.



A jeśli Len wcale nie jest aż tak wyrafinowany i zepsuty? Czy uda im się podjąć współpracę? I czym skończy się ta walka o szkolne stołki?







                    Eliza jest zwyczajną nastolatką uczęszczająca do amerykańskiego liceum. Będąc w przedostatniej klasie, wreszcie dostała szansę, żeby kandydować na redaktorkę naczelną gazetki szkolnej, niestety w wygranej na to stanowisko przeszkodził jej bardzo popularny chłopak w szkole. Mianowicie Len, który został wybrany zamiast niej. Dziewczyna postanawia załączyć ruch feministyczny i rozpocząć walkę o swoje miejsce, do tego jeszcze dochodzi jej wróg numer jeden, którego darzy odwzajemnioną nienawiścią...
„Je­stem zdru­zgo­ta­na, i to przez kogo? Przez ja­kie­goś... spor­tow­ca”.
Nastolatka nie miała przykładu feministycznej kobiety, mam tu na myśli w swojej mamie, iż sama powodowała, że jej córki ze sobą rywalizowały przy każdej okazji i robiły sobie uszczypliwe uwagi, zamiast się wspierać. Nic więc dziwnego, że Eliza popełniała w tym kierunku własne błędy i nie ma w tym nic absolutnie nic złego. Polubiłam ją za to, że była zawzięta i mówi to, co myśli oraz za to, że swoją postacią udowadnia, że nie wszystkie nastolatki mają w tym okresie wsparcie mamy i siostry.
„– Gdy­bym to ja była ży­wi­ciel­ką ro­dzi­ny, dzieć­mi mógł­by się zaj­mo­wać mój mąż.

– Nie, bo ko­bie­ta jest z na­tu­ry bar­dziej opie­kuń­cza. Spójrz na swo­je­go ojca. Jego rola jako męż­czy­zny po­le­ga na tym, żeby cię utrzy­my­wać. Kocha cię, ale to ja się tobą zaj­mu­ję”.
             Len, lubiany i dość popularny chłopak w szkole, do której również uczęszcza nasza główna bohaterka. Ku losowi to on zostaje wybrany na redaktora naczelnego Sygnalisty. Bardzo przystojny i równie zainteresowany Elizą, ale arogancki i bezczelny. Czy za jego wyrafinowaną postawą coś się kryje?
„– Mój wybór spo­tkał się z wie­lo­ma gło­sa­mi sprze­ci­wu, a część z nich była uza­sad­nio­na”.
Troszeczkę za mało mi było jego postaci i to bardziej Eliza prowadziła w tej historii niż razem. Bardzo żałuję, że nie było rozdziałów z jego perspektywy, ale nie szkodzi.
                Szczerze mówiąc, bardzo podobała mi się ta książka. Zaznaczam od razu, że to nie jest feministyczna młodzieżówka, lecz próba pokazania jej w takim świetle...
 „– Lady Makbet to głów­na po­stać ko­bie­ca i za­ra­zem naj­gor­sza po­stać w dra­ma­cie. A to nie jest spoko, szcze­gól­nie że jed­no­cze­śnie łamie ów­cze­sne normy płcio­we, wy­ka­zu­jąc się am­bi­cją i siłą, czyli ce­cha­mi przy­pi­sy­wa­ny­mi męż­czy­znom. I jest za to ka­ra­na”.
 Od początku lektury im bardziej się w nią zagłębiałam, zauważyłam, że w liceum, gdzie uczą się główni bohaterowie i inni panują dość konserwatywne i rasistowskie zasady, bo nie dostrzegałam żadnego wsparcia ze strony grona pedagogicznego i dyrektora szkoły. Powiedzmy sobie szczerze, że wszystko zaczyna się od gabinetu dyrektora po grono pedagogiczne, aż do po uczniów i chodzi mi tu o atmosferę i sposób traktowania siebie nawzajem. Eliza i Len musieli walczyć o swoje prawa i poglądy sami ze swoimi przyjaciółmi.
Jeśli chodzi o relację pomiędzy Lenem i Elizą to od pierwszych stron książki pałali do siebie wzajemną nienawiścią, bo każde z nich chciało być redaktorem naczelnym. Rywalizacja między nimi według mnie wyglądała, jak zacięta, ostra i momentami może dziecinna gra, iż w ogóle nie chcieli dojść ze sobą do porozumienia, tylko reagowali i porozumiewali się złością manifestem. Jednak, czy to się zmieni z czasem...
„– Z tobą za­wsze cho­dzi o za­sa­dy, co nie?

– Dziew­czy­na musi je mieć”.

„– Nie o to.

– To o co? Szcze­rze. Jaki jest praw­dzi­wy powód?”
             Nie żałuję, że przeczytałam tę książkę. Oczywiście każdy ma swoje zdanie.









Dziękuję za egzemplarz Wydawnictwu Literackiemu. 

Komentarze

Popularne posty